10 lis 2014

Chapter four.

Doktor siedział w swoim gabinecie z oczami wlepionymi w książkę. Było to obszerne tomisko, za które Charlie na pewno by się nie zabrał. Duża ilość stron go odpychała.
- Dobry wieczór – powiedział lekarz, gdy Charlie wparował do pomieszczenia. Po drodze tutaj nie zdążył ochłonąć, a wręcz przeciwnie: był bardziej podminowany niż wcześniej. Doktor, jakby to wyczuwając, zapytał: – Mam ziółka na uspokojenie, zaparzyć do rozmowy?
- Chyba wystarczy wciskania mi jakichś świństw, proszę pana – odpowiedział oschle Charlie i usiadł w fotelu.
- Sugerujesz coś? – spytał jego rozmówca, nie unosząc wzroku znad tomiska, co jeszcze bardziej podburzało Charliego.
- Możliwe. Chciałbym wiedzieć czy to, co mi się przytrafia, to wytwór ziółek? Kawał, który chcą mi z jakiegoś powodu wyciąć rodzice? Co mi się dzieje?!
- Charlie. – Lekarz dopiero teraz spojrzał na chłopaka. – A może opowiesz, co ci dolega? Wtedy będę mógł spróbować odpowiedzieć na twoje pytania. – Głos doktora był nad wyraz spokojny.
 - Miewam różne... wizje – zaczął niepewnie, przeciągając samogłoski, a przed jego oczami pojawiły się urywki ostatnich obrazów. – Odnoszę wrażenie, że przenoszę się do innej rzeczywistości. Tak jakbym miał jakieś porządne halucynacje. Widzę w nich chłopca...
Twarz dr Knowltona momentalnie się zmieniła. Zacisnął szczękę, a Charlie mógłby przysiąc, że wstrzymał też oddech.
- Chodź ze mną – zakomenderował beznamiętnie lekarz i wstał z fotela. Charlie wykonał jego prośbę i udał się za nim w stronę ogromnej szafy. Chłopak spodziewał się, że lekarz wyciągnie dla niego stos różnych papierów, które miałyby dać mu odpowiedź na jego pytania, jednak tak się nie stało.
Charlie nie potrafił ukryć zdumienia, kiedy mężczyzna obszedł szafę i zaczął stukać palcami w boczną ściankę. Dopiero po chwili jego oczom ukazało się małe urządzenie, wyglądem przypominające kalkulator. Mózg podsunął Charliemu, że jest to przyrząd do wpisywania kodów zabezpieczeń. Rozległo się ciche, ale długie piśnięcie, a następnie krótkie klik i szafa sama zmieniła swoje położenie – przesunęła się o metr, odsłaniając ścianę z drzwiami pod kolor tapety gabinetu.
Charlie nie był w stanie nic powiedzieć, patrzył tylko w zdumieniu na to, jak lekarz otwiera drzwi kartą, którą wyciągnął z kieszeni swojego fartucha. Zżerała go ciekawość, co kryje się po drugiej stronie, ale wiedział, że musi być cierpliwy. Dr Knowlton odwrócił się do niego przodem.
- Posłuchaj mnie uważnie – zaczął, chowając kartę do fartucha, ale wzrok miał przez cały ten czas utkwiony w chłopcu. – Nie powinienem robić tego, co w tej chwili chcę zrobić. Mogę mieć przez to spore kłopoty, ale masz chłopcze szczęście, że nawet cię polubiłem. – Ton jego głosu świadczył o tym, że sprawa jest naprawdę poważna, więc Charlie tylko kiwnął głową. – Nie mogę wyjawić ci wszystkiego. Czas i miejsce nie są odpowiednie, a i ja nie jestem tym, który ma powinność powiedzieć ci prawdę. Ale dam ci pewne wskazówki.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, odwrócił się i nacisnął mały czarny przycisk. Drzwi się rozsunęły, a Charliemu ukazało się niewielkie pomieszczenie wyglądem przypominające bibliotekę. Nic z tego nie rozumiał, ale milczał. Doktor miał mu zaraz mu wyjaśnić, dlaczego się tutaj znaleźli.
Lekarz podszedł do ogromnego biurka i wskazał Charliemu wyściełany fotel, a sam udał się do jednego z regałów. Chłopak siadając, nie widział, jakie czynności wykonuje dr Knowlton. Po chwili jego towarzysz wrócił z wielkim tomiskiem, podobnym do tego, które wertował w gabinecie.
- Przyjrzyj się – powiedział i podsunął Charliemu przedmiot.
Chłopiec spojrzał na okładkę książki. Była ona obita w miękką skórę, a napis na niej głosił coś po hiszpańsku.
- El camino hacia el conocimiento Reinos Latina – przeczytał na głos, przesuwając palcem po złotych kaligrafowanych literach.
- "Droga ku poznaniu Królestw Ameryki" – przetłumaczył lekarz, a w jego głosie można było wyczuć pewną dumę i zafascynowanie.
- Jakich „Królestw Ameryki”? – spytał zaskoczony Charlie.
- Otwórz, a się dowiesz – odparł tajemniczo jego rozmówca, po czym usiadł za biurkiem.
Charlie ostrożnie otworzył księgę, tak by przypadkiem jej nie uszkodzić, a gdy przewrócił stronę tytułową, jego oczom ukazał się rysunek - kontury kontynentu. Coś zaskoczyło w jego mózgu.
Czy to nie ta sama mapka, którą widziałem w podręczniku u Layli? – zadał sobie to pytanie w myślach, dokładniej przyglądając się rysunkowi i analizując każdy detal.
Pierwszy raz widział te państwa. Nazwy były napisane po hiszpańsku, a że on nigdy nie interesował się językami w szkole, nie dziwnym było, iż nie rozumiał większości słów. Tylko jedno – ku jemu ogromnemu zdziwieniu – znał.
- Azul? Czy to nie oznacza "błękit"? – spytał, przenosząc wzrok na doktora. Na twarzy mężczyzny zamajaczył półuśmiech, kiedy odpowiedział:
- Dokładnie Królestwo Błękitu, ale Latina nie trudzą się w pisaniu całych nazw na mapach, więc obdarzają kraj jednym kluczowym słowem.
- Latina?
- Mieszkańcy tego całego kontynentu – odparł, a jego twarz znowu przybrała grobowy wyraz. - Charlie, dużo rzeczy zdarzyło się za twoimi plecami i przykro mi to oznajmiać, ale również brałem w nich udział... Przynajmniej w pewnym stopniu.
- Doktorze, nie chcąc pana urazić, nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem...
- Nie dziwię ci się. – Lekarz przytaknął ze stoickim spokojem. – Mam świadomość, że skoro już podjęliśmy rozmowę na ten temat, to nie ma odwrotu, więc…  – Wziął głęboki oddech i splótł palce na stole. – Chłopcze, Jodie to nie twoja prawdziwa matka, a Trevor to nie twój prawdziwy ojciec. Domyślam się, że potrzebujesz chwili, żeby przetrawić tę informację, ale nie ma na to za wiele czasu. – Charlie ze zrozumieniem pokiwał głową, mimo że w środku wrzał z emocji.  – W wyniku pewnych... konfliktów zostałeś uprowadzony, a potem usunięto ci wspomnienia z dzieciństwa, zastępując je nowymi, które były w pełni fikcyjne. Mianowano mnie, bym doglądał cię pod przykrywką twojego lekarza rodzinnego. Tak naprawdę te wszystkie wizyty w moim gabinecie nie miały służyć sprawdzeniu czy masz grypę, tylko czy wszystko jest w porządku z twoją zmodyfikowaną pamięcią. Przeszedłeś operację Delete Memory, ale zaczynasz sobie wszystko przypominać... dlatego objawiają ci się te wizje. – Dr Knowlton miał minę, jakby spowiadał się przed księdzem w konfesjonale z haniebnych czynów. – Wszystko na temat twojego rodowitego kontynentu jest w tej księdze. Charlie, byłeś okłamywany od dawna, a mówiąc ci to wszystko, wiele ryzykuję i prawdopodobnie będę się musiał usunąć z pola widzenia na jakiś czas, ale... doszedłem do wniosku, że to wszystko jest niewłaściwe. Mam świadomość tego, że możliwie późno zdałem sobie sprawę ze zła, które wyrządzili moi pracodawcy, ale nic więcej nie mogę na to poradzić, jak wyjawić ci możliwie najwięcej informacji odnośnie twojej osoby. Nic nie jest tym, na co wygląda, chłopcze. Nawet szkołę prywatną dostosowano do twojej osoby, chociaż nie tylko... – Doktor zwiesił głos, jakby powiedział za dużo. Charlie już otworzył buzię, żeby coś powiedzieć, ale jego rozmówca pokręcił głową. – Nie jestem odpowiednią osobą do wyjaśniania ci tego wszystkiego, jak już wcześniej wspominałem. Charlie, musisz zrozumieć, że świat w rzeczywistości jest zupełnie inny od tego, który przedstawiano ci w szkole. Nic na jego temat nie wiesz. Pamiętaj, proszę, że nikomu nie możesz ufać, bo nie zostałem poinformowany, kto z twojego otoczenia może działać w spisku razem z nimi, pomijając twoich przybranych rodziców. Rozumiesz? Nikomu.
Doktor zamilkł, a Charlie kompletnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Podziękować za wyjawienie prawdy, mimo że nie mógł w nią uwierzyć? Rozpłakać się, zważając na to, w jak beznadziejnej jest sytuacji? Wyśmiać lekarza, bo rzeczy, które mówił, nijak nie wydawały się być normalne?
- Skoro nie mogę ufać nikomu, to jaką mam pewność, że mnie pan nie okłamuje?
- Nie wiem, Charlie... Zrobiłem wszystko, co mogłem. Dostałeś ode mnie tę księgę...
- Tak, tak. Dobrze – przerwał mu chłopiec, mimo że wiedział, iż to niegrzeczne wchodzić komuś w pół zdania. Na jego twarzy malowały się niepokój i strach, kiedy zaczął pytać. – Co mam teraz robić? Co by się stało, gdyby mama... Jodie dowiedziała się, że wiem? Mam uciekać? Gdzie? Czy moi biologiczni rodzice żyją?
Lekarz pokręcił głową i przymknął powieki. Minęła dobra chwila, zanim wrócił do rzeczywistości. Wstał i obszedł biurko, spoglądając na Charliego.
- Możesz udawać, że nic nie wiesz. Będziesz żył jak do tej pory, w świecie stworzonym pod twoją osobę, a ja nie będę się musiał ulatniać i wszystko będzie jak dawniej. Pomijając fakt, że wiesz już, iż to wszystko, co do tej pory uznawałeś za normalną rzeczywistość, to jedno wielkie kłamstwo. Ale możesz też stawić czoła wyzwaniu, a wtedy będę się musiał ukryć.
- Ja... – zaczął Charlie, ale od razu zamknął buzię. Przypomniał sobie o niewinnym, dziecinnym Secie, sarkastycznym, ale przyjaznym Maksie, mądrym i dziwnym Liam'ie, pomocnej i przyjaznej Layli... oraz o Skye. Ślicznej i intrygującej Skye. Czy oni też są w to zamieszani? Po której stoją stronie? A może to zwykli nastolatkowe, którzy zostali podstawieni mu jako przyjaciele i nie mają pojęcia, że Charlie pochodzi z jakiegoś Królestwa Ameryki Południowej?
- Znając ciebie, chłopcze... – Doktor nie zauważył roztargnienia nastolatka, a jeżeli tak, to uznał to prawdopodobnie za przyjęcie na siebie całego ciężaru wiedzy o swojej prawdziwej tożsamości. – Będziesz chciał stawić czoła wyzwaniu. Tylko jak, prawda?
Charlie nie zdążył odpowiedzieć nawet kiwnięciem głowy, bo ich uszu dosięgło głośne, huczące po całym pomieszczeniu pukanie do drzwi gabinetu.
- To chyba nie spóźniony pacjent, doktorze? - spytał retorycznie Charlie. Lekarz nie odrywał wzroku od drzwi do swojego tajemniczego pokoju. Zapewne zastanawiał się, kto taki dobija się do niego o tej porze i co może teraz zrobić z Charliem.
- Dr Knowlton?
Dopiero na dźwięk swojego nazwiska, lekarz wyrwał się z odrętwienia. Na krótką chwilę jego wzrok spoczął na chłopcu, po czym zaczął świdrować spojrzeniem pomieszczenie. Zerwał się na nogi i odkrzykując "zaraz otworzę" do niecierpliwego gościa czyhającego za drzwiami, zaczął grzebać po szufladach. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy wrócił do Charliego z małym urządzeniem w dłoni. Chłopak nie zdążył się nawet dobrze przyglądnąć przedmiotowi, bo doktor wcisnął mu to do kieszeni kurtki.
- Pilnuj tego. Dzięki niemu, będziesz mógł się ze mną skontaktować... jeżeli najdzie taka potrzeba. – Wahanie w głosie mężczyzny sprawiło, że Charlie zaczął powątpiewać, czy tu tak naprawdę chodziło o potrzebę, a nie o możliwość tajemniczego zaginięcia jego lekarza, ale nie chciał o tym myśleć. Pokiwał głową w geście zrozumienia i mocniej chwycił księgę, jakby się obawiał, że zaraz zostanie jej pozbawiony.
Lekarz pociągnął go za rękaw, zmuszając przy tym, żeby wstał i poprowadził go do szafki w lewym rogu pomieszczenia. Tym razem Charliego nie zaskoczyło to, że mężczyzna wklepuje jakieś cyfry w urządzeniu przymocowanym do bocznej ścianki mebla. Regał – jak poprzednio – zmienił swoje położenie, ukazując małe kwadratowe drzwi. Charlie spojrzał na niego ze zdezorientowaniem w oczach. Wyjście miało na oko wysokość czterdziestu centymetrów. Bał się, że utknie. Lekarz bez słowa wyjaśnienia nacisnął guziczek w drzwiach, a te rozsunęły się w lewo, ukazując spadzisty szyb.
- Dzięki temu znajdziesz się na zewnątrz.
- Z kim mam się skontaktować? Jak sobie poradzić? Co teraz robić?! – spytał przerażony Charlie, obserwując, jak doktor szybkim marszem udaje się do drzwi prowadzących do przejścia do gabinetu.
Lekarz odwrócił się do niego, w momencie gdy chłopiec wsunął nogi w ciemny otwór. Wystarczył jeden krótki ruch rękami w ramach odepchnięcia się i pomknąłby w dół.
- Rób to, co uważasz za słuszne. Mogę ci polecić jeszcze tyle, żebyś udał się do Skyler. Chociaż nie wiem, jak ją nazwano tutaj... Ona też jest porwaną księżniczką. Z innego rodu i państwa i przetrzymują ją z innych powodów i na innych warunkach...
- Skye – wyszeptał Charlie, mrużąc oczy. Nie słuchał już lekarza. Na chwilę się zdekoncentrował, przywołując obraz dziewczyny, co wystarczyło, by przestał skupiać się na utrzymywaniu się w pomieszczeniu. Pomknął w dół szybem i ostatnie, co mógł ujrzeć, to zatroskana twarz doktora, który teraz musiał stawić czoła rozmowie z tajemniczym gościem, dobijającym się do drzwi, jakby jego pięści nie wiedziały, co to ból. Czy ten ktoś może zagrozić życiu dr Knowltona, jeżeli lekarz powie o słowo za dużo?

∞∞∞∞∞

Noc była ciemna, a ciemne chmury zasnuły niebo, chowając iskrzące się gwiazdy. Charlie po minucie zjazdu szybem wpadł do... śmietnika. Na szczęście został on wcześniej opróżniony i teraz chłopak mógł odczuć jedynie smród, którego prawdopodobnie nie sposób było się już pozbyć z tego wielkiego pojemnika. Od zawsze służył na różnego typu odpadki, dlatego oczyszczenie go zapewne nie było możliwe.
Charlie z trudem wygramolił się z metalowego kosza, po czym się otrzepał i przeklął.
Zapomniałem komórki.
Musiał ją zostawić na biurku, większą uwagę zwracając na księgę...
Księga!
Charlie chcąc nie chcąc, wskoczył ponownie do śmietnika, bo zapomniał o wielkim tomisku, które wręczył mu dr Knowlton, zanim...
Cholera.
Chłopiec spojrzał w górę. Nie mógł nic dostrzec poza murowaną ścianą. Nic dziwnego: skoro pokój był tajny, nie mógł mieć okien, by nie zdradzić swojego istnienia. Charlie wiedział, że nie może tkwić pod budynkiem bezczynnie. Spojrzał na księgę i przejechał palcami po złotym napisie. El camino hacia el conocimiento Reinos Latina. Nagle na tytuł spadła ciężka kropla deszczu. Potem druga. I kolejna.
Charlie spojrzał jeszcze raz w górę i nabrał pewności, że zaczyna padać dość rzęsiście. Nie zapowiadało się na mżawkę, raczej można się było spodziewać porządnej ulewy, dlatego Charlie zarzucił kaptur na głowę i pobiegł w stronę swojego auta, które zostawił zaparkowane przed wejściem do kamienicy. Gdy zamknął za sobą drzwi samochodu, rozpadało się już do tego stopnia, że od razu musiał uruchomić silnik i włączyć wycieraczki, bo woda uniemożliwiała mu jakąkolwiek widoczność przez przednią szybę. Ruszył.
Nie miał pojęcia, dokąd jedzie. Dopiero kiedy zaparkował przed domem Skye i Setha, uświadomił sobie, że jedyną wskazówką, jaką otrzymał od dr Knowltona odnośnie jego teraźniejszych poczynań, było to, żeby odnalazł Skye. Nie wiedzieć czemu, nie w gabinecie, nie obok śmietnika ani nie w drodze tutaj, tylko dopiero na miejscu, na Charliego spadł ogrom dzisiejszych wydarzeń. Dowiedział się, że został porwany. Że był okłamywany. Że nikomu nie może ufać.
Charlie nie wiedział czy to przez złość, bezsilność, smutek, czy może przez wszystko naraz łzy zebrały się w kącikach jego oczu. Zacisnął powieki, żeby substancja się nie ulotniła, a kierownicę zamknął w tak szczelnym uścisku swoich pięści, że aż pobielały mu knykcie.
Zgasił silnik i wysiadł z samochodu dopiero po kilku minutach siedzenia w takiej pozycji. Nie był pewien co robić, więc stał tak bezczynnie obok swojego wozu, dopóki nie usłyszał znajomego, dziewczęcego głosu.
- Charlie?!
Skye wołała go z drugiej strony ulicy. Widział jej sylwetkę spod przymrużonych powiek. Biegła i była cała przemoczona – najwidoczniej nie przygotowała się, że mógłby spaść deszcz i to w postaci takiej ulewy.
- Co tu robisz? – spytała, kiedy już do niego dotarła. Z jej włosów kapały strużki wody i również mrużyła oczy, błyskawicznie przy tym mrugając.
Teraz, kiedy Charlie stanął z nią twarzą w twarz, nie wiedział, co powiedzieć. Przecież nie może jej wyznać całej prawdy, której się przed chwilą dowiedział. Uzna go za wariata.
- Przechadzałem się – odparł sucho i beznamiętnie.
- Samochodem? – Oboje odruchowo spojrzeli na auto rodziców Charliego. Kiedy po kilku sekundach znowu patrzyli na siebie, chłopak wzruszył ramionami. – Chcesz coś od Setha?
- Nie, właściwie to nie.
- Więc po co tu przyjechałeś? – dociekała. Charlie miał na końcu języka całe wytłumaczenie, ale, nie wiedzieć czemu, zachował je dla siebie.
- Bez konkretnego celu.
- Stało się coś? Wyglądasz, jakby...
- Wszystko jest OK – odparł cierpko, nie dając jej dokończyć. Kiedy wbiła w niego spojrzenie, uśmiechnął się sztucznie na znak, że mówi prawdę, mimo że kłamał.
- Dlaczego taki jesteś?! – wybuchnęła. Charliego zaskoczył jej ton oraz to jak się zachowywała. To nie była typowa lalunia Skye, tylko całkiem inna osoba. Czy to możliwe?
- Jaki? – spytał, a uśmiech zszedł z jego twarzy. Zastąpiła go ciekawość i zdezorientowanie.
- Udajesz, że nic cię nie rusza, ale ja widzę. Widzę, że coś się dzieje i że nie możesz sobie z tym poradzić.
- Daj spokój, Skye. – Machnął ręką. Już zaczynał się trząść od zimna i ulewy. Czuł, że jest cały przemoknięty, a i po dziewczynie było widać, że również marznie.
- Powiedziałeś do mnie po imieniu – zdziwiła się.
- No tak, co w tym dziwnego?
- Nic, po prostu... Czemu mnie tak nie lubisz?
- Co? – To pytanie zbiło go z pantałyku. Ta rozmowa z każdym słowem stawała się coraz bardziej nienaturalna i skomplikowana.
- Nie cierpisz mnie, widzę to. Dlaczego mnie nie lubisz?
- Nieprawda... – burknął. Pokręcił głową i chciał odejść, ale ona złapała go za rękaw.
- Znowu to robisz! Znowu uciekasz od ważnych spraw.
- Dlaczego to jest takie ważne? - Chłopak silił się na lekki ton. Wiedział, że może takim zachowaniem bardziej zdenerwować Skye, ale nie zwracał na to większej uwagi. Dziewczyna była przyzwyczajona do cierpkości Charliego, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Ja pierwsza zadałam pytanie.
- Zapomnij.
- Charlie! Dlaczego? – W jej głosie było słychać ból, tak bardzo dla niej niecharakterystyczny.
- Bo nie mogę! – krzyknął w końcu. Uświadomił sobie powód, dla którego tak bardzo działała mu na nerwy, kiedy wypowiedziała jego imię, wołając go z daleka kilka minut temu. Poczuł się jak marionetka, z którą można robić wszystko, co się żywnie podoba, jeżeli tylko ma się w rękach urządzenie manipulujące pamięcią. A teraz musiał ukrywać przed nią swoje odkrycie, bo było to związane z tym, co powiedział mu lekarz. Oraz z księgą.
- Jak to? – Jego słowa mocno nią wstrząsnęły. Puściła go, nie przestając się mu przyglądać.
- Po prostu. Nie mogę cię lubić, bo jeżeli tak by się stało, moglibyśmy się zaprzyjaźnić. A ja nie mógłbym się z tobą przyjaźnić.
- Nie rozumiem dlaczego...
- Ja też nie. Po prostu tak musi być. Tak ktoś chciał i ja nie jestem w stanie tego zmienić...
- Nie rozumiem cię...
- Posłuchaj. Kiedyś nie przepadałem za tobą, chociaż właściwie… byłaś mi obojętna. Wydawało mi się to słuszne. Zachowywałaś się jak lalunia, a ja nie potrafię lubić takich osób. Ale z czasem, jakoś to uczucie... przeminęło. Zastąpiła je ciekawość, jaka jesteś naprawdę i czy można byłoby z tobą normalnie porozmawiać.
- Normalnie czyli?
- No nie wiem, na przykład tak jak teraz – burknął, na krótką chwilę spuszczając wzrok. Uświadomił sobie właśnie, że nie przypomina sobie sytuacji, w której tak długo by rozmawiali tylko we dwoje.
- Czy ty to uważasz za normalną rozmowę? – Po jej twarzy przemknął lekki uśmiech. Charliego uderzyło to, jak piękna potrafi być, nawet w deszczu, cała przemoknięta.
- Nie, no dobra, ale miałaś słuchać, a nie gadać – skarcił ją. – Więc, kiedy tylko przyszła ta chęć poznania ciebie... Och, tego jest tak wiele. – Charlie skrzywił się na myśl o tym, jak dużo spraw było przed nimi obojgiem zatajonych.
- Chodźmy do mnie – wypaliła nagle.
- Co? – Charlie spojrzał na nią zaskoczony.
- Opowiesz mi wszystko u mnie, skoro tak tego wiele. Mokniemy tu bez potrzeby. Chodź. – Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę domu.
        W kuchni paliło się światło, ale poza tym we wszystkich innych pomieszczeniach panowały ciemności. Charlie nawet nie wiedział, która była godzina.
        Miał świadomość, że matka... Jodie (będzie musiał przestać nazywać ją swoją rodzicielką) pewnie już dawno była u Maksa i dowiedziała się, że jej "syna" tam nie było. Ale teraz mógł myśleć tylko o tym, jak wiele ma do opowiedzenia Skye. Skye, która właśnie trzymała go za rękę, co było dla niego tak nienaturalne i dezorientujące, jak myśl o "El camino hacia el conocimiento Reinos Latina", którą ściskał w drugiej ręce, całą przemokniętą.
         Chłopiec nie zdawał sobie tylko sprawy, że ktoś go śledził i obserwował, odkąd opuścił kamienicę dr Knowltona.


∞∞∞∞∞

W końcu przełamałam pisarską blokadę w swojej głowie i coś naskrobałam. A oto czwarty rozdział, przepełniony nowościami. Miałam poczekać, aż Beta odeśle mi poprawki, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie jestem do końca pewna, czy tak chciałam, żeby to wyszło. Tą dziwną rozmowę, która wynikła pomiędzy Skye a Charliem, planowałam już od dawna, ale poza tym wszystko było "na spontana", że tak to ujmę. :D Mam nadzieję, że warto było tyle czekać i nie zawiedliście się na rozdziale. I przepraszam za brzydkie akapity. Dalej staram się rozwiązać ten problem. Dziwne, bo tylko w tym i w trzecim rozdziale takie komplikacje się pojawiły... no cóż.
Poniżej zamieszczam bonus - mapkę, nad którą trochę czasu spędziłam. Co do piątego rozdziału... Nie będę obiecywać, że pojawi się za tydzień czy dwa. Nie jestem w stanie określić daty, tak jak to robią niektóre osoby piszące. Ale możecie mi wierzyć, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyście nie musieli znowu czekać tak długo na coś nowego. Mam kilka pomysłów, wystarczy je rozwinąć i ładnie ze sobą spleść. :)




8 komentarzy:

  1. Świetny, mogłabyś mnie informować o następnych rozdziałach ? Bardzo byłabym wdzięczna :*** Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. :) Oczywiście będę cię informować :)

      Pozdrawiam, Julss :*

      Usuń
  2. Hej hej hej! Przybyłam, mimo nawału nauki i innych przeciwności losu :D Żartowałam :D
    Rozdział był MEGA. Czytałam go z ogromnym zainteresowaniem i z każdą kolejną linijką byłam bardziej zaintrygowana i podekscytowana,
    Po pierwsze, cieszę się, że Charlie poznał prawdę, nawet jeśli tylko po części. Jestem zadowolona z postawy dr Knowltona, uważam że postąpił dobrze, zdradzając przed chłopcem sekrety, których miał strzec. Charlie ma prawo wiedzieć co się z nim dzieje i co się z nim działo, kim był, dlaczego jest tutaj. Mam nadzieję, że zacznie dociekać i odkryje swoją przeszłość.
    Jednak najlepsza w tym rozdziale była rozmowa Charliego i Skye. Serio, uwielbiam ten fragment! <3 Jeśli napisałaś go "na spontana", to napisałaś go idealnie. Naprawdę, nie mogło być lepiej. Ciągle jak pomyślę o ich niezrozumiałej rozmowie, pełnej niedopowiedzeń, to się uśmiecham :D Już lubię ten duet! <3
    Czyli mówisz, że Skye też jest księżniczką! Wow, to jest genialne! Obiecywałaś, że odegra większą rolę i już nie mogę się doczekać, jak Ty to wszystko przedstawisz. Jedno wiem: że chcę więcej Skye i Charliego razem! :D
    A mapka pomocna! Fajnie, że ją przygotowałaś dla nas! ;)
    Pozdrawiam serdecznie! Życzę Ci mnóstwo weny do dalszego pisania! <3
    I jeszcze przedwczesne co prawda, ale prawdopodobnie potem nie dam rady wejść na blogspota, więc: Wszystkiego najlepszego, kochana! Spełnienia marzeń! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu wszystko się wyjaśnia! Muszę przyznać, że kiedy przeczytałam opis opowiadania kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń. Zabawne, że to właśnie Skye też jest księżniczką. Nie mogę się doczekać co teraz oboje zrobią z tymi wszystkimi nowościami. No i oczywiście końcówka! Weny!
    Sparks ;*

    http://essence-of-spark.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu nowy rozdział. ;) Cieszę się, że znalazłaś czas, żeby naskrobać kolejny rozdział. W wirze roku szkolnego niestety nie zawsze jest kiedy to zrobić.
    Tak szczerze mówiąc, gdy na początku czytałam Twoje opowiadanie, nie spodziewałam się tego, że historia potoczy się w takim kierunku. Myślałam, że... właściwie to nie wiem do końca, co myślałam. W każdym razie nie sądziłam, że będzie tak, jak jest teraz. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Zdołałaś mnie zaskoczyć. Co prawda coś tam podejrzewałam, że Charlie jako dziecko był w rodzinie z wyższych sfer, ale dopiero po przeczytaniu jego wizji we wcześniejszych rozdziałach taka możliwość pojawiła się w mojej głowie. Ale książę? I Skye księżniczka? Już kompletnie nie jestem w stanie stwierdzić, co może wydarzyć się dalej. ;)
    Dobrze, że doktor powiedział mu prawdę. Ja też bym miała dość ukrywania przed kimś takiej tajemnicy, dlatego nie dziwię mu się, że zechciał w końcu ją ujawnić.
    I tajemne pomieszczenie, łałłał. xD Skąd ten doktorek takie bajery ma? Też cem. Zamknęłabym w nim siostrę na cztery spusty. xD Nie no, żartuję. :D
    Nie wiem, co myśleć o Skye. Nie potrafię się do niej w pełni przekonać. Zobaczymy, jakie wrażenie zrobi na mnie dalej. ;)
    Przybyłam, przeczytałam, komentarz naskrobałam. Huehue ;)
    Weny, kochana, weny!
    Eveline

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog. Naprawdę. Zapraszam do mnie blog o Skorpiusie i Rose. Chciała bym wiedzieć co sądzisz.http://dosis-sola-venenum.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Och! Tak długo czekałam i się w końcu doczekałam. Zaprawdę swietny rozdział. Cieszę się, że w końcu znalazłas na niego czas, bo usychałam już z nieciepliwosci. Nieźle mnie zaskoczyłas, myslałam, że będzie jakos...inaczej? Nie wiem co myslałam, ale jest swietnie. No i Skye księżniczką, uwielbiam cię za to!
    Pozdrawiam i czekam na nowy roozdział,
    Priori :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluje nominacji do LBA. Więcej tu:
    http://wladcy-siedmiu-morz.blogspot.com/2014/12/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

Wpadłeś/aś na bloga? Przeczytałeś/aś jakiś rozdział? Skomentuj, wyrażając przy tym opinię pozytywną lub negatywną – każda sprawia, że mobilizuję się do dalszej pracy nad opowiadaniem i moim stylem. Naprawdę cieszy świadomość, że ktoś czyta i zostawia po sobie ślad. Nie kryjcie się, to wiele dla mnie znaczy! :)